Kolejne końce świata

Dla mojej Cioci Hani, która wierzyła, że kiedyś przeczyta moją książkę. Przepraszam. 

CZTERY STRATY W CZTERY LATA

Z bardzo wczesnych, dziecięcych lat pamiętam tylko dwa pogrzeby. Pierwszy - mojej prababci, w której piwnicy się chowałam i która miała straszny reumatyzm. Tzn. tak mi się wydaje, bo znam tylko widok jej kończyn. Dziwne. (To nie był reumatyzm, ale nazwy choroby nie zapamiętałam, więc uznajmy, że to było to, ok?) 

Pamiętam, że szłam z Mamą za rękę i wszyscy byli poważni. Nie wspominam płaczu, rzewnych łez, ani nawet lamentów. Cisza, miękka dłoń Mamy i droga. Ta sama, którą przemierzałam na kolejnym pogrzebie. 

Potem był jeszcze jeden, mamy pewnej dziewczyny z tej samej miejscowości. I to chyba wtedy pierwszy raz przeraziłam się, że kogoś w moim życiu zabraknie.

Stan pomiędzy chorobą i śmiercią jest straszny. Pełen niewiedzy, strachu, ciężkich oddechów, smutnych spojrzeń. Staramy się być dla siebie oparciem, ale ciężko utrzymać to domino, gdy i ty, i osoba cię wspierająca jesteście podobnie załamani. 

Potem jest nagła cisza i okropny ból. Gdzieś koło skroni, albo za mostkiem. Ciężko określić. Poduszki mokną, chusteczki się zużywają, a wiadomości wydają się być aż za głupie. 

A po wszystkim odpalasz papierosa, którego zapach przypomina ci właśnie tę osobę. Mdli, jak sam... Kto oglądał "Ślepnąc od świateł" ten dopowie. Ja nie będę przeklinać, w końcu czytają to dorośli. 

Dzień robi się dłuższy za sprawą procesu wymyślonego dawno temu i - sic!- działającego. Co oznacza, że kalendarz ma sens. Optymalizatorzy biznesu płaczą, jak wspominają. 

I czas się wydłuża. I pustka się nie sklepia. Pewnie nigdy tego nie zrobi, ale patrzenie na nią nie jest już tak niepokojące. 

To już czwarty rok z rzędu wielkich strat. I ta czwarta bolała chyba najbardziej. W mojej głowie więc widnieje teraz tylko jeden obraz - cioci puszczającej "laszatemikantare", rozpościerającej ręce i bujającej się do rytmu. Ciao Bella.

ROZMOWY BIEGŁE

Cześć, 2024 roku. Słuchaj, mam kilka spraw. 

Nie spycham już problemów pod dywan. Być może dlatego wciąż w mieszkaniu nie mamy żadnego dywanu, nie licząc tych małych, łazienkowych. Ale gdybyśmy tak mogli się umówić na mniej problemów, byłoby miło. 

Rozmowy o ciężkich emocjach to twardy orzech do zgryzienia, prawda? Choć może powinnam je porównać do kamienia, bo nierzadko są one nie do rozkruszenia. 

Najgorzej jednak chyba jest z gniewem. Bo przecież gniew, to strasznie skrajny przypadek. 

Z jednej strony gniewając się i wypuszczając złość na drugą osobę, można doprowadzić do katastrofalnych skutków. 

Z drugiej - tłumiąc go i nie okazując zirytowania może dojść do zobojętnienia. 

Czyli tak źle i tak niedobrze. 

Wtedy więc wchodzę ja, obecnie cała na czarno, z małą pomocą terapeutki, przekazująca potomnym ważną lekcję życiową. Dajcie se. 

Dajcie se spuścić emocje. 

Dajcie se odpocząć. 

Dajcie se siąść i się uspokoić. 

Wasz gniew może być małym końcem świata, ale za kilka lat nie będziecie prawdopodobnie pamiętać o co tak naprawdę chodziło. 

NOWE KOŃCE ŚWIATA

Jest nowy trend na TikToku. Chociaż pewnie wcale nie jest taki nowy. Zuzia, wieku nie przeskoczysz. 

Otóż użytkownicy nagrywają filmiki robiąc lub pokazując co ich cieszy i dopisując "świat się nie skończył, gdy...". 

Czy świat się skończył, gdy byłam mała i jakiś mały zjeb (upsi, jakiś dorosły to przeczyta) śmiał się z mojego wyglądu? Czy świat się skończył, gdy moja nastoletnia miłość złamała mi serce i poryła psychikę na kilka kolejnych lat? Czy świat się skończył, gdy nie zdałam prawka za pierwszym razem? 

No nie. Nie skończył się. To prawda.

Ale był to wtedy mały koniec świata. I sorry, not sorry - uznałam je wtedy i będę uznawać dalej za wydarzenia, które można nazwać końcem. Gniew, smutek i bezsilność, które wtedy przeżywałam nie były zwykłymi uczuciami. Zalewały mnie od środka, jak tajfun Tip. 

Moi Państwo, toż to kolejna lekcja życiowa! Małe końce świata były i będą. I niekoniecznie chodzi o to, by je znieważać, umniejszać im czy zapominać. To trochę, jak w waszym CV - ilość doświadczeń świadczy o tym, ile umiecie. 

A w CV nie chodzi o długość, a o jakość. 

ZIMA ZNÓW ZASKOCZYŁA

Siedzę w pociągu. Wracam z rodzinnych stron do mojego (prawie) nowego rodzinnego miejsca - Krakowa. Wszystko idzie według planu, wyjazd, siedzenie przy oknie, kontakt do podładowania telefonu obok. Aż nagle konduktor wygłasza przemówienie o opóźnieniu. 

Bo spadł śnieg. 

Dobrze, że nie jesteśmy teraz w Europie Wschodniej, w porze zimowej, w styczniu...

Aaa, no tak. 


Pozwólcie mi zaśpiewać piosenkę powolutku.

ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH. 



Comments

  1. Nie powinnam tego czytać w pracy, aaale nie sądziłam, że wywołasz we mnie tyle emocji, których nie mogę teraz czuć i tyle myśli pojawiło się w mojej głowie, o których nie mogę teraz myśleć - bo jestem w pracy..ale wrócę wieczorem ponownie. 3m się! 2024 bądź łaskawy dla Niej.

    ReplyDelete

Post a Comment