2020 był rokiem, który kosmicznie szybko przeleciał. Jak piasek między palcami, leżący teraz na plaży, na której mieliśmy się opalać tego lata. Jednak się nie opalaliśmy, bo sytuacje zmieniały się z dnia na dzień, a w ciągu kilku godzin decydować potrafią tylko wielcy ludzie. My do takich na pewno nie należymy, a przynajmniej podkreśla to nasza nowa waga, podobno inteligenta, czyli taka, która zerka na osobę spod stóp i już wie co człowiek ma w głowie. Dobra, w głowie może nie, ale w mięśniach już tak. Tak było, nie zmyślam.
2020 był rokiem... Był, bo już za moment wszyscy mrugniemy na raz i będą święta. A jak to w każdej rodzinie potrafi powtórzyć jakiś wujek: święta, święta i po świętach. I sylwester, który dla wielu jest również świętem, co podwójnie podkreśla moc znawczą jakiegoś wujka, waszego, mojego. Jakiegokolwiek.
ZAŁOŻENIA I POSTANOWIENIA
Rok temu założyłam nieskromnie, że będę umiała przez równe 12 miesięcy, codziennie, bez dwóch dni w tygodniu, ćwiczyć jogę. Dostałam cudowną matę, która do dziś pachnie nowością. No właśnie, nowością, nie moim potem, krwią czy łzami.
Założyłam też, że 2020 pozwoli mi na spełnienie wielu marzeń, tych z dzieciństwa i tych, które wyklarowały się nieco później. Ach, jakież to było piękne założenie. Nie uważam, że nie spełniłam żadnego marzenia, bo czym była podwójna obrona? Czym były łzy w oczach gdy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcie siostrzenicy, no i te łzy, które cichutko popłynęły na ślubie przyjaciółki? Czym było zjedzenie prawdziwej kuchni meksykańskiej w środku Krakowa, czyli miasta, o którym marzyłam 6, 7 lub 8 lat temu? Były tym wszystkim czego się nie spodziewałam. I było to piękne. Małe, skromne, ale złote.
Postanowiłam pić wodę. Ale mój organizm za nią nie przepada, bo jakby ją lubił to by o niej pamiętał. Za to ciągle czułam pociąg do herbaty z cytryną, imbirem i sokiem Babci Kasi. Ach, ta miłość jest wieloletnia i przesiąknięta witaminą C.
Postanowiłam czytać książki. I to jest jedyny podpunkt, którego udało mi się trzymać w garści przez cały rok. Wiele ciekawych pozycji przemknęło przed moimi oczami. Tylko żal, serce płacze, na wspomnienie o autobiografii Kuby Wojewódzkiego. Kurcze, Kuba...
O wielu innych postanowieniach nie muszę chyba pisać. 2020 rok nie tylko sprawił, że tęsknię za piaskiem, ale też za kinem, teatrem i głupią kawą za 15 zł na rynku.
KALENDARZ
Rozmawiałam ostatnio z moją siostrą o prezentach na święta. W rodzinnym domu to już wielka tradycja. Bez prezentów nie ma wstępu. Ale jak już się ma ten prezent, drzwi są otwarte, zasiadamy przy stole i próbujemy idealnego barszczu... Niewiele muszę mówić, wszyscy wiemy, że warto.
Ja tak naprawdę chciałabym dostać tylko kalendarz, więc moja siostra postanowiła się tą sprawą zająć w miarę wcześnie. Znalazłam piękny, z cudowną okładką i wieloma stronami. Do wyboru były również dodatki. Rozumiecie, dodatki. Dodatkowe strony, na których są duperele. Np. spis wizyt u lekarzy. Jakby nie można było tego zapisać na stronach z tygodniowym harmonogramem. Albo spis rzeczy do kupienia zwierzakowi. Ktoś naprawdę uważa, że osoby posiadające pieska zmieszczą się z zapisaniem wszystkich przedmiotów na jednej kartce?!
Ale ja, jak to ja, oczywiście musiałam dobrać sobie dodatki. Nie chcę osądzać, czy prowadzenie kolorowego kalendarza jest dziecinne. Chcę to robić, bo jest to ewidentnie najprzyjemniejsza i najbardziej satysfakcjonująca robótka w obecnych realiach.
Dodałam sobie więc strony z listą kontaktów, których obecnie mam tak mało, że mogę je spokojnie zapamiętać. Dodałam kartki, na których wypisuje się oglądnięte filmy, bo dość sporo przesiadujemy na Netflixie i bardzo to lubimy. No chyba, że niemąż obiecuje mi wcześniejsze pójście do łóżka, a kończy się to oglądaniem "Nagiego Instynktu" do 3 w nocy.
Powinni stworzyć jeszcze dodatkowe strony, na których będzie można zapisać "tematy, których warto unikać, jeżeli chce się żyć dobrze z bliskimi". Sama taką listę stworzę.
NA WIOSNĘ
Kiedyś niesamowicie wkurzało mnie w innych robienie czegoś na ostatnią chwilę. Wydawało mi się wówczas, że nic pięknego z tego nie ma prawa wyjść. Dalej tak myślę.
Kiedyś musiałam zrobić wszystko od razu. Jeżeli dostawałam maila z pracy, to w momencie brałam się za wykonanie zadań. Teraz?
UPS.
Teraz wstaję rano, piję herbatę i zaczynam sprzątać mieszkanie. Tak, robię to codziennie. Ostatnio nawet poukładałam wyprane ubrania na suszarce według kolorów, od czarnego do żółtego. Jak o tym piszę, to nie wydaje się to takie dziwne, ale jak o tym czytam, to czuję, że coś muszę zrobić ze swoim życiem.
Przejdźmy do puenty. Otóż rok 2020 pozmieniał moje priorytety. Choć irytują mnie pozostawione bez słowa kubki, które domagają się same postawienia do góry dnem w zmywarce, to inne, bardziej życiowe sprawy są dla mnie tak odległe...
Gdy zostaję w mieszkaniu na weekend sama, to staram się stanąć obok siebie i przypatrzeć ostrożnie swoim nawykom. I słuchajcie, co to będzie za wiosna! Wszystko się wtedy wydarzy. A przynajmniej wszystkie rzeczy, które zaplanowałam "na wiosnę". Nie wiem w co ja wtedy ręce włożę, taki to będzie czas.
Comments
Post a Comment