I co, to już koniec?


Nie jestem wyczynowcem, wyczynowczynią tym bardziej. Nigdy nie byłam, nigdy nie będę. Z pewnością nie mam w tego planach, ani nawet w głowie.

I bardzo często jest tak, że poziom mojego zmęczenia jest znacznie wyżej ponad ustawioną przez życie normę. Ciężko jest mi więc czasem. Ciężko jest mi się odezwać. Ciężko jest mi zamruczeć. Ciężko jest mi cokolwiek napisać. Wiem wówczas, że jest to koniec sprintu i czas nabrać dystansu.

STUDIA
W piątek napisałam swój ostatni (w mojej historii) egzamin na studiach. Moja koleżanka Asia również, o czym napisała na instastory, a przez pandemię nawet nie wiedziałam, że wybrałyśmy ten sam przedmiot. Obie się wzruszyłyśmy. Ja zawsze się wzruszam gdy dochodzi do jakiegoś końca. Nie, tu nie ma dwuznaczności. Czytają mnie przecież dorośli...

Jeszcze bardziej się wzruszyłam (i znacznie mocniej popłakałam), gdy w końcu uświadomiłam sobie, że napisałam obie prace magisterskie. Możliwe, że był to płacz szczęścia, bo nie muszę do nich wracać aż do obrony i wspominać o alkoholizmie czy kryzysie prasy.

Tak, też przez to płakałam.

Najbardziej jednak obudziła moje emocje duma, gdyż pierwszy raz w życiu poczułam, że jestem z siebie zajebiście dumna. Nie chcę liczyć ile razy byłam krok od zrezygnowania ze studiów, ile razy miałam w planach napisanie długiego maila do promotorki, że "mam dość, nie mów mi nic. Pozwól żyć, pozwól mi być"...

To jednak nie zmienia faktu, że jestem z siebie pierwszy raz dumna. A to uczucie jest tak słodkie, tak pyszne i piękne, że aż niedorzeczne. Tęskniłam za nim, choć go nie znałam. Dobrze, że dorosłość nie polega tylko na kupowaniu wszystkich produktów bez laktozy i płaceniu rachunków.

DYSTANS
"Rick and Morty" to serial, którym na początku się mocno zainteresowałam, wręcz jarałam się jak pochodnia. Później coś nie wyszło i już straciłam na niego ochotę, a po ostatnim egzaminie, kiedy zszedł mi stres, a na jego miejsce wskoczyła migrena, pochłonęłam ostatni sezon z bólem brzucha spowodowanym długim śmiechem. Pochłonęłam jak frytki, które z resztą wtedy też jadłam.

Rick powiedział tam coś prawdziwego, a serial ten jest jedną wielką nieprawdziwością. "Trzeba być wariatem, żeby coś osiągnąć". Och tak, trzeba. Tylko jak scharakteryzować wariactwo?

Dystans można podzielić na kilka sfer lub poziomów, które opracował Edward Hall. Wyróżnił on cztery, które następnie podzielił na dwie fazy, bliższą i dalszą. Pierwszy jest oczywiście dystans intymny, w którym pozwalamy bliskim zbliżyć się do nas (dość ściśle). Później mamy dystans indywidualny, czyli nadal blisko, bo dopuszczamy ważnych dla nas ludzi. Następnie dystans społeczny, dla obcych i znajomych. Na końcu dystans publiczny dla osób publicznych. Przyjemne, krótkie i łatwe do zrozumienia.

Zauważyłam, że trochę się pogubiłam w dystansie indywidualnym, społecznym i publicznym, bo stworzyłam sobie swoje własne pojęcie. Autentycznie, olałam wszystkich naukowców i badaczy, wypięłam się wręcz na ich pracę i stworzyłam nowy podział: na dystans mój i na dystans na pewno nie-wasz.

Dobrze jest mi z tym dystansem, bo uwierzcie mi, głowa dużo bardziej odpoczywa nie mając w sobie głupiutkich zaczepek, nieważnych docinek i takich, innych, różnych, najróżniejszych rzeczy, które wcześniej w niej siedziały.

Moja siurka, MATKA, ma na swoim profilu Facebookowym dalej tło z napisem: "dystans. Dystans, kurwa, albo wszyscy umrzemy". Powiedzieć jej, że matce nie wypada? Czy namawiać do życia według mojego podziału?

GDZIE CI MĘŻCZYŹNI?
Czasem zdarza mi się, mimo mojej wielkiej tolerancji, o której ciągle chciałabym krzyczeć, wyśmiać jakiegoś chłopaka przez to, że ma lepszy makijaż ode mnie, lepsze brwi, albo jędrniejsze usta. To ostatnie jest zazwyczaj dyktowane botoksem, aniżeli naturą, a u mnie, cóż, rodzice zrobili dobrą robotę.

Mam ochotę wtedy puścić sobie Danutę Rinn i jej "Gdzie ci mężczyźni". Mamy to na płycie winylowej, starszej pewnie ode mnie. Wyobraźcie sobie ciepłą kawę z syropem czekoladowym, głośny dźwięk gramofonu i ją - Danutę, której sensualny głos przyprawia o ciarki na całym ciele. CAŁYM.

Na Tik Toku jest taki trend (chyba tak to się nazywa), gdzie autor pyta gdzie jest miłość, a jakiś dziwny głos wydobywający się znikąd mówi, że zaraz pod twoim nosem. Dziewczyny nagrywają jakieś łańcuszki, albo brzuch ciążowy.

Generalnie Tik Tok jest dla mnie dziwną aplikacją, natomiast czasem można tam znaleźć naprawdę fajną muzykę.

A ten trend (sprawdzę to pewnie dopiero jak dodam post) idealnie wpasował się w mój obecny stan bycia pomiędzy dobrem i złem. Jak Adam i Ewa, niby spoko, ale jakby nie do końca.

Tu, zaraz pod nosem, człowiek, do którego nie muszę mieć dystansu. Ot, taka moja miłosna Danutka. (Rzygam tęczą.)



ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH. 

Comments