KILKA BEZNADZIEJNYCH RAD


Jestem gorszym psychologiem niż doradcą finansowym, a skoro nie jestem ani tym pierwszym, ani drugim, to wyobraźcie sobie jak beznadziejnie ta sytuacja wygląda.

POCZĄTEK ROKU
Jest luty. Już drugi miesiąc tego roku. Nie będę przed wami ukrywać, że życie nie jest pełne słodkości jak na Instagramie.

Styczeń był dla mnie niesamowicie ciężkim okresem. Był płacz, pot, były wyrzuty sumienia, wyrzuty do siebie samej. Była rozbita szklanka.

Szklankę rozbiłam zupełnie niechcący, kładąc laptopa obok niej na stole. Wtedy też zaczęłam zauważać u siebie niepokojące zmiany.

Stałam się strasznie nieuważna. Wcześniej wszystko widziałam oczami przyszłości, teraz nie widzę szuflady, która z wielką siłą gniecie moje palce, nie widzę rozlewającej się herbaty, nie widzę wysypujących się papierów, opakowań w sklepie, które wypadają mi z rąk (bo nie wzięłam koszyka), a najgorsze jest to, że nie widzę spadających szklanek.

Stałam się strasznie przymulona. Byłam taka zwykła, mdła. Wolałam położyć się do łóżka i zamknąć oczy niż wyjść z domu. Miałam dziesięć tysięcy wymówek i tyle samo wyrzutów sumienia. Było mi źle.

Stałam się nerwowa. Zawsze byłam impulsywna i chciałam walczyć o swoje. Styczeń jednak pokazał mi, że mój system nerwowy trochę się popsuł. Piszczał jak pasek klinowy.

Stałam się spięta. Bolały mnie plecy, nogi, ręce, ramiona, nadgarstki, kark. Gdy szłam spać próbowałam uciszyć rozdrażnienie mięśni. I na szczęście potrafiły mi ulec.

W styczniu uśmierciłam aż trzy osoby. Najpierw powiedziałam, że Tom Hanks nie żyje, bo pomyliłam go z Robinem Williamsem, potem zabiłam Wałęsę, Kwaśniewskiego, aż w końcu doszłam do tego, że to Andrzej Lepper nie żyje. I to nie jest tak, że jestem niedouczona, bez przesady. Po prostu coś w mojej głowie poszło nie tak jak powinno.

Na sam koniec miesiąca Netflix dowalił mi jeszcze finałowym sezonem "Bojacka Horsemana". Może być gorzej?

POWAŻNY ZWIĄZEK
Teraz też już wiem na czym polega poważny związek, a na pewno nie na tym, o czym myślałam wcześniej.

Ważność związków nie powinno mierzyć się wielkością pierścionka zaręczynowego, ilością gości na ślubie, ekskluzywnością kupionego mieszkania, albo odległością wszelkich wspólnych podróży.

W najsmutniejszych chwilach myślałam, że jestem strasznie uszkodzonym człowiekiem. O wiele, wiele wcześniej, parę lat temu, byłam o wiele, wiele gorsza. Tzn. może gorsza to złe określenie. Byłam bardziej wyniszczona. Smutniejsza i zezłoszczona.

Niemąż to widział. Trudno nie widzieć takich rzeczy, gdy spędza się z drugą osobą aż tyle czasu. Widział to i był ponad tym wszystkim. Nie oceniał mnie, tak jak inni oceniają moje życie bez rozmowy. Nie krytykował mnie, tak jak inni krytykują po zobaczeniu zdjęć.

Przychodził i dłonią głaskał mnie po policzku.

I dlatego uważam, że jestem w poważnym związku. Bo mierzę go siłą zrozumienia i wyrozumiałości.

PORADNIKI
Aby polepszyć sobie ten dziki czas pobrałam dwa darmowe poradniki od superblogerek, freelancerek, instagramerek. O self care, o rozwoju osobistym, o byciu dla siebie przyjaciółką.

Matka Agatka i niemąż czytali "Potęgę podświadomości" i bardzo się tym podniecali. Stwierdziłam - ok, nie będę gorsza. O matko, jaki to był błąd. Straszny błąd.

Obie panie powiedziały mi dokładnie to o czym wiedziałam. Że ciepła herbata w ciągu dnia jest relaksująca, że używanie telefonu w nadmiarze jest niezdrowe, że joga jest super.

Żadna z nich nie odpowiedziała mi dokładnie co zrobić, żeby poczuć się lepiej. Oprócz bycia dla siebie przyjaciółką i oddawania wdzięczności swojemu życiu, oczywiście. Już to kiedyś grali... Dokładnie Beata Pawlikowska zagrała w którejś ze swoich książek- poradników. Tak to szło: "każdego dnia stań przed swoim lustrem i powiedz do siebie: jesteś piękna, kocham cię". Och, serio...

Znalezione obrazy dla zapytania carrie dont be a bitch

KILKA BEZNADZIEJNYCH RAD
Wracając do meritum sprawy. Co można zrobić ze swoim życiem, żeby dobrze czuć się ze sobą i jednocześnie nie robić z siebie debila promującego #slowlife i jedzącego #fastfood? Nie mam zielonego pojęcia.

Jeśli chciałabym być prawdziwą blogerką, powinnam wam powiedzieć coś ultra dobrego, a co pewnie słyszeliście już milion razy. Coś typu, nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze, inni mają gorzej, popatrz na biedną Afrykę. Och, serio...

Przede wszystkim wiem, że "it's okay not to be okay". Płacz jest oczyszczający, daje sygnał innym, że warto porozmawiać. Ale hola! Łzy mają działanie antybakteryjne. Też o tym nie wiedziałam, a to przecież super wiadomość.

Możecie pozwolić sobie na smutek. I totalnie olejcie ludzi wokół, którzy tego nie rozumieją. Skoro tak ciężko jest im to ogarnąć, to najwyraźniej ich sumienie nie działa tak jakbyśmy tego wszyscy chcieli. W salonie mamy kanapę, na kanapie trzy wielkie poduszki, które ciągle robią mi na złość i się wygniatają, wyginają i nie wyglądają dobrze. Od czasu do czasu musimy je więc układać. Bicie poduszek jest tak relaksujące, że czasem, nawet jeśli nie są w ogóle pogarbione, podchodzę do nich i daję im mocne lanie.

Nie porównujcie się do innych, tak jak robię to ja. Zaczęła się sesja i egzaminy opanowały nasze mieszkanie. Z ostatniego, po którym prawie się popłakałam, że pewnie nie zdałam, dostałam 4,5. Niemąż dostał 5. I zaczęłam się do niego porównywać, bo ja siedzą nad nauką dniami i wieczorami, a on przeczyta raz i już wie! Boże, jaka ja jestem czasem głupia. Taka życiowo głupia. Bo bardzo kocham swojego niemęża, jestem z niego niesamowicie dumna. I żadna ocena nie zmieni naszych uczuć do siebie. No chyba, że ja nie zdam... Żartuję.

Ja, jako naczelna smutnych ludzi, jako niszczarka dobrych emocji, psujka i fujka, powinnam ogarnąć swoje złe nawyki.

Powinnam powiedzieć sobie "good job!", zamiast "mogłaś zrobić to lepiej".

Powinnam ugryźć się czasem w język.

I powinnam dopić jaśmin, bo zimny nie ma takiego uroku.


PS: Zdjęcie główne nie ma nic wspólnego z tekstem. Jednak zawsze gdy jest mi smutno szukam zdjęć piesków. Pieski dają mi niesamowite szczęście. 

ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH. 

Comments