Nie będę fajna


Cześć Zuza.
Chyba się nie polubimy.
Chyba będziemy się kłócić.
Chyba będzie niemiło i groźnie.
Irytujesz mnie. Najpierw mi coś obiecujesz, mydlisz oczy regularnością, a potem zapominasz o obiecankach i odstawiasz w kąt.
Nie jesteś fajna.

DÓŁ
Od dwóch miesięcy skupiam swoją uwagę tylko na tym, żeby skończyć studia. To nie jest tak, że się na nich męczę, aczkolwiek wakacje na plaży to to nie są. Codziennie wieczorem zasypiam z myślą o nieskończonej prezentacji, o niedokończonym rozdziale pracy magisterskiej, o wypożyczonych- albo i jeszcze nie- książkach z biblioteki. Codziennie mam w głowie myśl, że jestem NIEWYSTARCZAJĄCA.

Czasem, żeby się wyluzować słucham podcastów, albo oglądam filmiki na YouTubie. Netflix zdecydowanie podwędza mi za dużo czasu.

Nigdy nie byłam jakąś szczególną fanką Krzysztofa Gonciarza. Z reguły starałam się nie być fanką jakiegokolwiek youtubera. Nie oznacza to jednak, że nie szanuję jego twórczości, bo wręcz przeciwnie- uważam, że jest jednym z najzdolniejszych Polaczków. Co prawda od momentu filmu na temat końca związku usilnie starałam się zapomnieć o nim, bo odzobaczyć się tego nie da.

Kilka dni temu Krzysztof dodał film pożegnalny. I w tym filmie powiedział coś tak dla mnie ważnego, że cały niedzielny poranek spędziłam na myśleniu o jego słowach. Myjąc kuchenkę, wstawiając pranie do pralki, gotując wodę do termoforu, w głowie miałam ciągle głos Gonciarza.

O tym, że on sam sobie zarzucił tempo, którego nie może utrzymać.

Brawo Krzysiu, ja też!

W październiku miałam siłę. Siadłam raz do pierwszego rozdziału pierwszej pracy, a już po dwóch tygodniach miałam skończone dwa.

W listopadzie mam dołka. Nie depresję, nie melancholię, dołka. Taką zieloną strzałkę na skrzyżowaniu. Niby świeci, ale jak podjeżdżasz to i tak powinieneś się zatrzymać. I ja się zatrzymałam, no i zgasła, a wielkie zielone kule nie chcą się zaświecić.

UŚMIECH
O podcastach już wcześniej wspomniałam. Znalazłam cudowną, zabawną i inteligentną kobietę. Okuniewską i jej podcast Tu Okuniewska. W drodze na uczelnię i z powrotem często jej słucham.

Wyglądam wtedy jak te osoby, którym się wydaje, że grają w filmie. Za oknem tramwaju pada deszcz. Przez moje usta przepływa delikatnie ciepły oddech i osiada na szybie. Na zaparowanym szkle piszę "kocham deszcz, bo tylko on na mnie leci". Nie no, żartuję.

Ale nie żartuję z tym, że tak wyglądam. Bitch face, na wpół zamknięte oczy, przez bite 40 minut ta sama pozycja. 40 minut, tak, muszę jeździć na około, bo za każdym razem jak się przeprowadzę, Kraków robi mi na złość i zaczyna remont okolicznych szyn.

Kiedyś zauważyłam, że gdy słucham muzyki, to nogami i rękami wybijam rytm. Zupełnie jak mój tata, którego oglądałam jak byłam mała. Leżał wtedy na kanapie w salonie, puszczał Kino Polska Muzyka i poruszał stopą z papciem w rytm piosenek. Nie chciałam więc, żeby ludzie jadący koło mnie myśleli, że mam zespół Tourette'a. Postawiłam na opowiastki. I o ile na początku się do nich uśmiechałam, tak po czasie wróciła bitch face.

Od zawsze wiedziałam, że coś jest nie tak. Coś nie działa we mnie tak jak powinno. I już wiem- jestem emocjonalnym pojebem.

Umiem kochać, całkiem nieźle wychodzi mi lubienie. Ale jestem niedołężna emocjonalnie. Czasem cieszą mnie najmniejsze rzeczy, jak np. piątkowe leżenie na kanapie. A czasem nie cieszą mnie duże, jak np. zaliczenie czegoś na uczelni.

Wróćmy do tego tramwaju. Wszyscy za oknem zadowoleni. Pani w piekarni, z paznokciami dłuższymi niż moje kolczyki, kroi klientowi chleb. Aptekarka z kubkiem ciepłej kawy stoi w oknie i z uśmiechem pozdrawia ludzi na chodniku. A ja ciągle z tym bitch face'm.

Jak sobie teraz siedzę na fotelu i piszę te słowa, to trochę mi przykro. Może ktoś się do mnie uśmiechnął, a ja nie umiałam zmienić miny???

WPADKA
Dawno temu moja siostra wmówiła mi, że byłam wpadką. Powiedziała tak tylko dlatego, że mnie nie lubiła, bo miałam być chłopczykiem, a nie dziewczynką. Ciągle myślę, że wszystkim było trochę szkoda jak zobaczyli, że między nóżkami nic mi nie zwisa. Później się zdziwili jak okazało się, że zwisa mi wszystko to, co do mnie mówią, ale to inna historia. Miałam dużo samochodów, taki czerwony, drewniany wóź strażacki, sporo klocków. A seria lalek wprowadziła się do domu dopiero jak poszłam do przedszkola.

Od niedawna wiem już, że wcale nie byłam wpadką. Że byłam zaplanowana. Może nie do końca plan się udał, ale to mnie akurat nie zaskakuje. Dużo planów w moim życiu się nie powiodło.

Z jednej strony się ucieszyłam, bo fajnie jak ktoś na nas czeka. Z drugiej- zawsze chciałam być niespodzianką. Zrobić rodzinie "boom motherfuckers, jestem!".

Dopiero po czasie zrozumiałam, że ja jestem ciągłą niespodzianką. I jeszcze pokażę innymi niejedną twarz, niejeden problem i niejedno zwycięstwo.

TEATRZYK
Strasznie lubię chodzić z niemężem do kina, albo do teatru. Są to takie chwile wytchnienia. Wchodzę do sali i spada ze mnie całe ciężkie powietrze. Czuję się miękka, lekka, a jednocześnie naprężona, bo chcę każdy najmniejszy moment zapamiętać, zauważyć, zrozumieć.

Jeden ze spektakli pokazywany w Scenie Supernova, Maraton w Nowym Jorku, opisywał bieg dwóch mężczyzn, którzy rozmawiali o życiu, o kobietach, o perypetiach. Tam właśnie usłyszałam super słowa. Dzieci zatkajcie uszy!

"Jeśli Ty nie dopierdolisz życiu, to ono dopierdoli Tobie".

Proste. Z tym was zostawiam.

A nie, jeszcze wam zostawię super zimowy mix pioseneczek. Na niedzielkę. Z fartem!



ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.


Comments