Ludzie-śmieci


Cześć Zuza!
Znowu się widzimy!
Chyba ogarnęłaś już swoje życie, co?
Nie?
A. To sory.

ŚMIECI
Czasem czytam sobie jakieś głupkowate strony na facebooku, z głupkowatymi tekstami o miłości, o zdradzie i o smutku. Takie cytaty, nikt nie wie kogo, które kiedyś dodawało się do opisu zdjęć na naszej klasie. Na przykład: jestem jaka jestem, nikt mnie nie zmieni.
Albo pamiętny hit moich czasów: raz aniołek, raz diablica, jedno serce, dwa oblicza.
Serio.

Na takich stronach kobiety, już nawet nie nastoletnie dziewczyny, albo może to te nastoletnie dziewczyny, które są teraz kobietami, czyli prawdopodobnie są w moim wieku... piszą smutne komentarze. Najczęściej o tym jak zostały zranione przez jakiegoś chama i prostaka, który nawet nie umiał podziękować za kilka lat wspólnego życia. Trochę mi czytanie takich rzeczy psuje podejście do ludzi.

Najwięcej komentarzy jest oczywiście pod tekstami o życiu, o tym, że lepiej patrzeć, że szklanka jest w połowie pełna, a nie pusta. O tym, że jakiś profesor pokazał studentom kamyki i tak metaforycznie przedstawił ich los.

No i jednym z takich kluczowych tekstów jest ten o dawnych czasach. Że ludzie kiedyś z siebie nie rezygnowali, że żyli w długich małżeństwach, a teraz jak coś im się nie podoba, to od razu wyrzucają taki związek do kosza.

Serio.

Ja myślę, że nie wyrzucali, bo nie mieli pojęcia o tym, że mogą coś wywalić. Być może świadomość prawna była wtedy znacznie mniejsza. Albo i świadomość religijna, że Bóg wcale się na nich mocno nie wkurzy, bo prawdopodobnie, jeśli ktoś jest wierzący, to spotka się w z Nim w bramie i porozmawiają o tym jak to kiedyś było.

Okej, jestem w stanie zrozumieć ten negatywny motyw wyrzucania śmieci do kosza. Ale naprawdę ktoś wierzy w to, że jak źle się dzieje w związku, to jakieś małe plasterki pomogą? Że lepiej gnić w czymś co nie ma ani przyszłości, ani żadnych pozytywnych konsekwencji? Coś co nie rozwija ma dalej istnieć, bo co?

W analizowaniu czegoś jestem dobra, natomiast czy to analizowanie ma sens- to już odrębna historia. Jak sobie tak czytam te komentarze, te posty, ten płacz i zgrzyt zębów, to myślę, że to nie kosz na śmieci jest problemem, nie ta ręka co wyrzuca coś niby niepotrzebnego. Tylko to przyzwyczajenie, że nie trzeba segregować, bo wszystko i tak zostanie w rodzinie.

OH WHY?
Dwa i pół roku temu byłam z moją znajomą Agnieszką na koncercie Meek, oh why?. Było na nim bardzo mało ludzi. Z nami pewnie jakieś cztery dychy, no góra pięć. Rozpierała mnie duma, że znam kogoś tak zdolnego, kto nie jest jeszcze sławny.

Wtedy też Mikołaj Kubicki śpiewał, że... "Kim ja jestem? Pytam siebie coraz częściej, żeby stwierdzić znów, że prawdopodobnie jest mnie dwóch. Z pierwszym chętnie się utożsamiam, kiedy naprawia błędy drugiego, zaciera po nim puste zdania."

Ja utożsamiam się z tekstem, żeby utożsamić się z tą pierwszą Zuzą. Bo niby lubię się uśmiechać do ludzi, ale nierzadko mam wtedy w głowie obraz jak zalewa ich fala błota.

Jest taka reklama w telewizji, o tym, że każdy z nas ma tą gorszą stronę przez całe życie. I tam jest chłopczyk, który biega z jakąś świecącą dzidą. No i biegnie do drugiego chłopaczka, oczywiście w okularach, bo wszyscy okularnicy są przecież łamagami... W tej reklamie chodzi o to, że możemy z tą gorszą stroną walczyć. Tą świecącą dzidą. Chyba.

Kojarzycie teorię lustra? To jest taka zasada, według której dostrzegamy w ludziach nasze własne cechy. To teoretycznie ma na celu uświadomienie nam, że mamy skryte głęboko zachowania przez nas samych określane jako złe. Tu zaczyna się problem.

Ja w ludziach często widzę zawiść, działanie "oko za oko". Ile razy tak działałam? Mnóstwo. Żeby nie było aż tak źle- widzę też kreatywność. No może nie zawsze, ale bardzo często takie osoby były dla mnie inspirujące.

Według psychologii wypieramy te nasze cechy, które sprawiały nam problem, tworzyły bolesne rany, a potem blizny. I tak też jest w związkach. Ludzie nawzajem mają do siebie pretensje, że nie potrafią się otworzyć, a sami biorą wszystko na dystans. Bezsensu.

No dobra, bezsensu. Wiadomo. Ale ja tak samo robię. Zamykam się w sobie (albo w łazience) i nie chcę odpuścić. To dopiero jest bezsens!

Meek, Oh Why? wydał niedawno nową płytę. Cudowną, pełną emocji, wzruszeń, mocnych słów. Cud, miód.

W najlepszej (według mnie) piosence śpiewa tak:
"Teraz znowu szlajam się po Krakowie. To miasto dusi mnie w sobie, dlatego oddycham słowem".

Piękne! I jak celne. Kraków, mimo tych kilku spędzonych w nim lat, nadal ma jakąś swoją tajemnicę. Przyjemną, w kolorze oświetlonych lampami ulicznymi budynków, o zapachu gaszonych świec, dźwiękiem przypominającą smutny szept uciekających autobusów.

Jest spoko, ale czy to wystarczy? Czy nie powinno się szukać w życiu czegoś mniej tajemniczego, czegoś znanego i łatwego? Albo wręcz przeciwnie- czegoś nieprzewidywalnego?

Może powinniśmy, jak np. Łukasz Orbitowski, zostawić wszystko i wyjechać do Kopenhagi?

SZPITAL
Jest 18 listopada. Ledwo żywi jedziemy na uczelnię. Mieliśmy na 9 rano, czyli nie tak całkiem wcześnie. Czasem mam wrażenie, że ktoś mi usunął mój zegar biologiczny. Że nie działa i generalnie moje ciało mogłoby bez przerwy spać. Umysł śpi.

Nie wiem który już raz słucham o przeniesieniu oddziału szpitala krakowskiego w inne miejsce. Nadal to jest Kraków. Jak ja się przeprowadzałam, to żadna policja nie jechała za naszym samochodem. Może to i lepiej. Myślę, że spokojnie kilka razy przekroczyliśmy normę wagową.





ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.

Comments