Trochę przegrywam życie, bo trochę nie umiem grać


Siedzę w pracy. Wokół mnie nie ma nikogo. Nikt do mnie nie dzwoni, nikt nie wysyła wiadomości. Mam krótką chwilę, żeby zrobić listę zakupów. Niemąż wyjechał na trzy tygodnie i zostawił mnie samą w mieszkaniu. Pomidory, chleb, ser...

Napływają mi łzy do oczu. Co prawda ogarniam się szybko, bo obiecałam sobie, że nikt nie zobaczy jak mi smutno. Ale kurde. Przecież tęsknota za kimś nie jest czymś złym. Przecież tęsknota za miłością jest normalna. I słuszna.

BĄBELEK
Zacznę was przynudzać ślubami i dzieciakami, wiem, w końcu pójdzie mi to w pięty, ale mam historię.

Zaraz po przeprowadzce do nowego mieszkania moi znajomi i rodzina zaczęli mówić, że "och jak to dobrze, że już masz dorosłe życie". No mam, od jakichś 5 lat. Nie gniewam się, rozumiem, że przez ostatnie 5 lat nie zachowywałam się jak dorosła osoba, nie umiałam się nawet zachować jak dama.

Zaraz po przeprowadzce zaczęły się nieśmieszne żarty o tym, jak bardzo będzie nam pasować małe łóżeczko, albo jak fajnie byłoby gdyby w salonie stał wózeczek. Mam zdecydowanie inną wizję wyglądu mojego salonu. Bez zabaweczek, łóżeczek, wózeczków i innych przedmiotów, które koniecznie muszą być zdrobnione. Jakby mówienie "wózek dla dziecka" miało negatywny wydźwięk. Nie osądzam.

Za każdym razem się uśmiechałam, w głowie tworząc plan jak duży baner ustawię na swoim balkonie z napisem "W MOIM DOMU NIE ZNAJDZIECIE BĄBELKA!!!!".

Przyszedł też moment, że i babcia niemęża zażartowała o "braku wózeczka w saloniku". Wkurzyło mnie to, już ciężko było mi udawać uśmiech. Zęby ostro się zacisnęły, a ja nieśmiesznie odpowiedziałam "chyba inwalidzkiego". Nieśmiesznie, bo nawet nie mogę tego nazwać czarnym humorem. Po prostu byłam zła.

A później, po kilku dniach, może po tygodniu pomyślałam sobie, że przesadziłam. Może po prostu nie umiem grać w zabawę "ślub, dziecko, dom, auto".

Od czasu do czasu bawię się w bycie modelką. Ze względu na RODO swoją szefową nazwę Panią E. Tak więc Pani E. ma firmę z cudownymi ubraniami dla matek, dzieci i nawet ojców. Wszystko jest takie miękkie, pachnące i przyjemne.

Mina "jeśli jesteś matką i nie sprawdzisz oferty, to znajdę Ciebie i twojego bąbelka!". Serio, sprawdźcie: O tutaj!

Pani E. bardzo mi imponuje, bo ma piękne mieszkanie, śliczną kuchnię (a nie ukrywam- zawsze zwracam uwagę na łazienkę i kuchnię, reszta jest mniej ważna), piękną rodzinę, dwójkę fajnych dzieci.

Autentycznie, zaraz przed "dzieci" dałam "fajne".

(18.07.2019) Siedząc przy stole, patrząc jak niemąż robi tikka masala (swoją drogą jemy już ją trzeci raz w przeciągu dwóch tygodni), myślę, że tak chciałabym żyć. Ale później. Dajcie mi proszę pograć w "skończę studia, będę sobie spokojnie pracować, a potem stwierdzę, że brakuje mi pomysłów na zdjęcia instagramowe...".

PRACA
W każdej nowej pracy przechodzę przez fazy tzw. rozpoczęcia.

Najpierw wchodzi faza euforii. Boże jak dobrze, że mam pracę, będą pieniążki, będzie dużo jedzonka, będzie mnie stać na nową sukienusie. Przepraszam, część o bąbelku mnie zepsuła i piszę zdrobnieniami.W każdym razie - wyglądam jakbym nuciła "będzie, będzie zabawa, będzie się działo".

Potem nadjeżdża faza depresji. Nic nie umiem, do niczego się nie nadaję. Ludzie, którzy pracują w tej firmie od lat robią normy z kosmosu, a ja, księżniczka, przyszłam i nic mi nie wychodzi.Jestem beznadziejna i za chwilę będę bezrobotna.

Trzecia faza już jest łagodniejsza. Już jest okej, będzie co będzie, po co drążyć temat. Posiedźmy, porozmawiajmy na spokojnie.

Czuję się czasem jakbym coś przegrywała. Jakby moi znajomi, którzy nigdy nie mieli planu, mają poukładane życie na tip top, a moje wygląda jak rozsypujący się klif. Jakby ktoś zaproponował mi grę w statki i odstrzelił wszystkie okręty.

Nie robię nic w swoim życiu, czym mogłabym się pochwalić jakiemuś pytającemu bąbelkowi. Nie robię nic innego niż inni. Żyję sobie w mieszkaniu, sprzątam, gotuję, pracuję.

Czasem po ciężkim dniu w pracy oglądam sobie "Ukrytą prawdę", albo "Kuchenne Rewolucje". Odmóżdża mnie to i relaksuje, nic na to nie poradzę. Do momentu aż nie przyjdzie dwudziestodwuletni koleś i nie powie do Magdy, że ma już długu na 150 tysięcy, bo ma swoją firmę. Ma restaurację, inny ma szwalnię, a jeszcze inny ma 5 dzieci.

Co ja mam?

Uśmiech. Z tym, że uśmiechem nie zapłacę za sałatę. Mam też ambicję bycia więcej niż magistrem jednego kierunku. Ale kartkami z dyplomu nie opłacę rachunków.

Shit.

GAME OVER
Kojarzycie Krzysia Zalewskiego? Kto nie kojarzy. Głupio pytam.

A kojarzycie Króla Lwa? Tu już poważnie mówię. Ja oglądałam go dopiero w tamtym roku z moim przyjacielem Kubą. Nie pamiętam dokładnie czy to ja się przełamałam, żeby zobaczyć śmierć taty lwa, czy może Kuba już nie wytrzymał z myślą, że przyjaźni się z osobą, która nie oglądała nigdy "Króla Lwa", ani "Gwiezdnych Wojen", ani innych takich. Ja oglądałam "Z archiwum X"...
 
 Jak kiedyś dojdzie do mojego "Game Over", nieważne czy będzie to szczęśliwy koniec czy nie, z pewnością będę się ruszać tak jak Krzyś Zalewski. Tak zwinnie, z niespodziewanymi ruchami.



PS: Wszystkiego najlepszego dla mojego najcudowniejszego przyjaciela pod słońcem- Kuby! 100 lat w szczęściu! 


ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.


Comments

  1. This post is genuinely a nice one it helps new net viewers, who are wishing
    for blogging.

    ReplyDelete
  2. This piece of writing is truly a fastidious one it helps
    new web users, who are wishing for blogging.

    ReplyDelete

Post a Comment