Mam 23 lata, jak do tego doszło?



Zacytuję klasyka: JAK DO TEGO DOSZŁO? NIE WIEM.

Mam dwadzieścia trzy lata. W wizji pięcioletniej Zuzi miałam mieć już złotą świecącą obrączkę, trójkę dzieci, dom, psa i czerwony samochód. 

Do tej pory mam tylko wizję. 


CZWARTEK 16.05
Jest dwudziesta. Wracam z zajęć, z drugiego końca miasta, przez zakorkowane rondo koło Centrum Kongresowego. Jestem zmęczona, zaspana, głodna. Nie mam ochoty na nic.

Mam jeszcze w torebce obiad od niemęża, ale jakoś nie mam siły po niego sięgnąć do torebki.

Czuję przed-urodzinową melanchujnie. Taką melancholię odczuwalną do granic możliwości. Nie chcę urodzin, nie chcę być starsza, nie chcę mieć dwudziestu trzech lat i martwić się o niezapłacone rachunki.

Nie chcę być starsza i szukać miejsca w dorosłości. Chciałabym móc przespać jutrzejszy dzień i udawać, że nadal mam 22 lata.

PIĄTEK 17.05
Obudziłam się, otwieram jedno oko bojąc się, że to już, że mam te dwadzieścia trzy lata. Otwieram drugie w zachwycie. Widzę piękne śniadanie, uśmiech cudownego człowieka. I widzę, że to ten czas, kiedy mogę zapomnieć o strachu i powiedzieć Matce Agatce: patrz, mamuś, chyba mam fajne życie!

Siedzę na ciepłym piasku, wiosenne słońce ogrzewa mi twarz, sięgam po słodkie borówki i ostrężnice. Mamuś, patrz, mam fajne życie.

PREZENT
Zawsze było tak, że przed urodzinami dostawałam co najmniej trzy wiadomości, od Matki Agatki, od siostry i od Ojca Markowskiego, z pytaniem: co właściwie chcę na urodziny. I zawsze coś było, czego nie miałam, a co było ładne i przystępne. 

Nadeszły dwudzieste trzecie urodziny. Na pytanie co chcę odpowiadam, że wizytę u okulisty, wizytę u dentysty i święty spokój. To nie jest starość, chociaż może trochę... To przede wszystkim szczęście. 

Bo mam wszystko czego chciałam. 

Przez dwadzieścia trzy lata starałam się znaleźć osobę, która po prostu zrozumie. Szukałam przyjaciół, którzy znajdą choćby godzinę, żeby wypić ze mną kawę i powiedzieć o swoich problemach. Szukałam odpowiedniej drogi, by czuć się w swoim ciele dobrze, by zaakceptować to jaka jestem. 

I wszystko się udało.  

Dlatego najlepszym prezentem w tym momencie nie jest nowy kieliszek do wina, czy nowa szminka. Najlepszym prezentem jest rozmowa. O wszystkim i o niczym. 

Nie pędź tak szybko, życie, bo za bardzo cię polubiłam i będzie mi żal. 
A ty maju, mógłbyś się nie kończyć? Bo za pięknie pachniesz mi bzem.

Następny rok życia nauczył mnie kolejnych prawd o ludziach. Mam nadzieję, że fałsz będzie już teraz w moim życiu tylko wtedy, kiedy z niemężem śpiewamy "Małomiasteczkowy". 


ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH. 

Comments