Granice wytrzymałości


Gdy kończyłam liceum żyłam tylko i wyłącznie myślą przeprowadzki do miasta. Jarałam się tym tłumem, który miał mnie otaczać, tym tłumem, który miał mnie zasłaniać. Miałam czuć się wyzwolona i silna.

Miałam.

IMIĘ I NAZWISKO
Szybko okazało się, że ta forma życia nie jest dla mnie. O ile tłum idący w jedną stronę pchał mnie do innych i czułam, że wychodzę ze swojej strefy samotnego komfortu, co swoją drogą miało być naprawdę dużym dla mnie krokiem, o tyle czułam się powoli przytłoczona utratą prywatności określonej mniej więcej jako 4 pi metra kwadratowego.

W tłumie nie liczy się to czy masz nazwisko zaczynające się od "CH" czy "H", albo czy w ogóle masz nazwisko. Jesteśmy jednostkami zagubionymi, maszerującymi w konkretnym kierunku.

WZROST I WAGA
Równie szybko zrozumiałam, że czuję się mała. Mała i bezsilna. Taka chudziutka, leciutka, popychana przez wiatr.

Moje dotychczasowe domniemania o życiu w mieście stały się łamliwe jak patyk leżący na chodniku po strasznej burzy. Upadły, zamokły i zgniły.

MIEJSCE ZAMIESZKANIA
Nie dziwcie mi się więc, że każdy powrót do domu jest dla mnie pewnego rodzaju ulgą. Wchodzę na szczyt, zamykam drzwi, siadam na fotelu przy biurku i oddycham. Jestem sama, ale tak prawdziwie, nie tak jak w tłumie.

Dom rodzinny, w którym spędziłam prawie całe swoje życie jest dla mnie jak Eden, z jabłkami, które nie psują mi życia. Czasem nawet mam wyrzuty sumienia, że mogłam pomyśleć o ucieczce, ale znam swoje życie i doskonale wiem, że najważniejsze i najlepsze lekcje powstały po popełnionych wielkich błędach.

PRZEBYTE CHOROBY
Któregoś dnia, właściwie przeze mnie zapomnianego, spotkałam kogoś, kto postanowił porozmawiać ze mną o mnie. Autentycznie. Na pewno znacie to uczucie pewnego strachu i podekscytowania gdy ktoś chce was poznać.

Zapytał mnie ten ktoś skąd biorę tyle energii i chęci do spotykania się z innymi. Zacytuję klasyka: ja w szoku.

Swoje urodziny świętowałam w tym roku bardzo owocnie. Dużo ludzi, dużo miejsc, dużo emocji i dużo prezentów. Jeden z nich był jednak nietrafiony, a wydawać by się mogło, że od jednej z najbardziej znających mnie osób. Zadrżałam gdy zobaczyłam... kupon na masaż.

Choć plotki, ploteczki opowiadają historie o całkiem innej Zuzannie, tak Zuzanna boi się strasznie sytuacji, gdy obca osoba musi ją dotknąć. Nie tak zwyczajnie oczywiście, bo gdy staruszka złapie mnie za rękę na pasach to nie zaczynam krzyczeć i uciekać. Masaż jednak wydał mi się opcją na tyle przerażającą, że schowałam kupon bardzo głęboko do szuflady. Okłamywałam się kilka razy sposobem na tzw. prokrastynację.

Nadszedł jednak sądny dzień. Kupon zawołał ze łzami w oczach, że chce być wykorzystany, a ja postanowiłam zapomnieć o swoich fobiach i strachach. I poszłam.

Przełamywanie lęków, a już szczególnie tych, o których nie wiedzą inni, jest strasznie trudne, bo działamy na zasadzie pewnej walki, zacytuję klasyka: nie chcem, ale muszem.

W drodze, na środku mojej ośki, podeszła do mnie pani z dzieckiem w wózku i powiedziała: ale pani dziś ślicznie wygląda! Ja w szoku. Podziękowałam, a mój dzień stał się 3 razy lepszy.

Dotarłam do masażystki, która powitała mnie z takim samym uśmiechem jak pani na ośce, zaprowadziła mnie do cichego gabinetu i rozegrał się dramat.

Żartuję. To była jedna z najprzyjemniejszych godzin w moim życiu. Dawno moje plecy nie poczuły takiej ulgi jak właśnie dziś.

Tak przeskoczyłam swoją granicę wytrzymałości, pokonałam swój lęk i zdecydowałam się na cudowny relaks. Tak trzeba żyć.

PS: Tekst jest autentyczny, na tzw. faktach. Książka może mieć okładkę z wielką, gołą dupą, a w środku okazać się dziewicą orleańską. Pamiętajcie o tym.


ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.

Comments