Zawód: kawiarenka./ Cz.4


Sobota, godzina jedenasta rano. W głowie mam wspomnienie o cotygodniowym sprzątaniu wielkiego domu, ale to chyba jedna z nielicznych wad mieszkania na wsi, bo tu, w Krakowie, w sobotę rano, chodzi się na herbatę i rurkę z kremem.

Trzy babcie, trzech wnuków. Miasto, galeria i kino. W końcu dziecko ma wolne od szkoły, a ja w końcu rozumiem wczesne wstawanie dorosłych.

Każda z babci jest do siebie podobna. I właściwie mogłoby się wydawać, że jedyne co je odróżnia to kolor szminki pozostawiającej ślad na filiżance. Wszystkie są miłe, serdeczne i zadowolone z wnuków. Nie jestem pewna czy powinnam, aczkolwiek bardziej chyba zazdroszczę tym starszym niż dzieciakom. Wyobrażam sobie jak siedzą popołudniami w swoich wygodnych fotelach i dumnie patrzą na uczących się malców. Wszystkie upadki i te najgorsze chwile mają za sobą.

Teraz już mogą oddać się spokojnemu życiu. Albo czekać na śmierć.

Tak, wiem. Mocne słowa. Być może za mocne jak na tę godzinę.

Jest środa, godzina druga w nocy. W głowie mam... ból. Od niewyspania, zaspania, braku spania. Powodem nie są ani imprezy, ani nawet (co jest szczególnym zaskoczeniem) żadne ciężkie myśli. Po prostu- nie śpię.

Nad niczym się nie zastanawiam. Niczego nie analizuję. Nie planuję. Siedzę, z kubkiem, który kupiłam kiedy miałam strasznie zły dzień. Na polepszenie humoru. Wącham zapach, który ulatuje ze świeczki, którą kupiłam do nowego mieszkania.

Jestem dziwnie spokojna. I dobrze mi z tym. (uśmiech)

Nie jak te trzy babcie. Jestem spokojna na swój sposób. Każdy jakiś ma, własny, odrębny.

I tego wam życzę w tą, kolejną i każdą noc. Snów, a jak ich zabraknie, to spokojnego niewyspania.




ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH.

Comments