Spiralna głębia cudzej codzienności. Zawód: kawiarenka/ Cz. 3


 

A teraz z bliska ja. Ja pośród wielkich budynków. Ja pośród tysiąca nieznanych mi ludzi, z milionem nieznanych mi myśli. 
Biegnę, choć nie mogę Cię dogonić. Biegnę, choć czuję, że za mną kroczysz. 
Unikam, żeby zaraz potem spróbować znów Cię dotknąć. 
Jestem Twoją samotnością. 


Czasem zdarzają się u nas historie, które są dwuznaczne w swojej jednoznaczności. I same nie wiemy czy to jest dla nas kłopotliwe, czy może po prostu ciekawe. 

Dawno temu przyszła do nas na kawę mała rodzinka. Mama, tata i syn. Malutki synuś miał na oko nie więcej niż 5 lat. Atmosfera na samym początku była całkiem miła. Rodzice uśmiechali się do dziecka, ojciec trzymając go na kolanach karmił go deserem lodowym, a chłopak ciągle opowiadał jak to super było w przedszkolu i jakich ma świetnych kolegów. 

Nagle czar prysł. Rodzice zmienili miny. Przestali odzywać się do dziecka. Żona zaczęła wyliczać błędy męża, na co mąż odpowiadał jej równie mocnymi argumentami. Zrozumiałam. Chcą wziąć rozwód. 

O ile rozwodzenie się jest proste, bo właściwie polega na podzieleniu się tym co zdążyliśmy uzbierać, to wszystko wokół, cała jego otoczka jest niesamowitym ciężarem. Gdy jesteśmy młodzi i zakochujemy się po raz pierwszy nie przechodzi nam nawet przez głowę, że ta druga osoba nagle odchodzi. Miłość ciągnie się przez kilka lat, aż w końcu stwierdzamy, że choć to może być już tylko przyzwyczajenie, to warto związać się w tym przyzwyczajeniu już do końca życia. 

Często małżeński koniec życia przychodzi dużo szybciej niż się tego spodziewaliśmy, co wiąże się z wieloma problemami. I mimo że samego rozwodu można się spodziewać po kilkunastu kłótniach, nocach spędzanych na kanapie w salonie czy nieugotowanych obiadów i pustych kubkach, to zawsze będzie on szokiem. Szokiem, który paraliżuje wszystkie nasze relacje- rodzinne, miłosne, ojcowskie, matczyne. 

Sytuacja trwała dłuższą chwilę. Rodzice nie zwracali uwagi na to co robi dziecko, a dziecko próbowało oderwać się od krzyków rodziców. Co prawda mogłam poprosić ich o ciszę, ale szczerze mówiąc bałam się, że i mnie zjedzą za jakieś błędy z przeszłości. 

Chłopak zaczął w końcu płakać. Sama do końca nie jestem pewna czy bardziej przeraziły go słowa matki, czy jej zły grymas na twarzy. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie ile pięciolatek potrafi zrozumieć.

Zdezorientowana podeszłam do niego z wafelkową rurką. Mama ocknęła się ze swojego głośnego zgrzytu. Co więcej- podziękowała. Pożegnała się z mężem, teraz już zapewne byłym i odeszła trzymając dziecko za rękę. 

Są takie historie, które kończą się nagle, w niespodziewanym momencie. Są jak przerwany śpiew ptaka wiosną. Jak dziura w drodze, której nie zauważamy jadąc samochodem w nocy. Jest w nich jednak coś nadzwyczajnego. Coś szczególnego, co pozwala nam być zaskoczonym jeszcze długo po właściwym zaskoczeniu.  

I w tym wszystkim właściwie nie wiem czy współczuję dziecku, czy rodzicom. Być może wszystkim trzem na raz. Tak byłoby najprościej. 

Jak byłam mała myślałam, że normalnym jest życie w małżeństwie. Nie byle jakim małżeństwie, a takim, którego powodem może  być dziecko. Myślałam, że skoro rodzice się nie kochają, to nic strasznego się nie dzieje. Ważne, żeby kochali potomstwo. 

I choć nigdy nie brałam ślubu, i na pewno poczekam na niego jeszcze kilka dobrych lat, to wiem, że lepiej dopuścić do rozwodu niż nie. Lepiej pójść w swoją stronę, niż żyć z kimś kogo się nie kocha. Lepiej przestać być oszukiwanym. 

Ja, gdyby nie kilka rozwodów z byłymi przyjaciółmi, nie stałabym tu gdzie stoję. I nie byłabym tym kim jestem. 

A kim jestem? I czy jestem tą osobą, którą charakteryzują posty na blogach?




ZMIEŃ PUNKT WIDZENIA, ZCH. 

Comments